sobota, 11 maja 2013

Fifth.

Jesteś suką.


Zrzuciłam Justina z siebie, po czym wstałam i zabierając po drodze swoje rzeczy, zaczęłam kierować się w stronę wyjścia z magazynu.
-Zrobiłem coś nie tak? - Usłyszałam głos chłopaka, który już po chwili szedł tuż obok mnie,
-Nie, ty nie. - Rzuciłam sucho, zapinając guziki koszuli.
-To co ci jest? - Kontynuował uparcie.
-Nic. Po prostu to wszystko stało się za szybko. Zapomnij o tym. - Odparłam, na co Justin zatrzymał nas w miejscu.
-Mam zapomnieć o tym, że przed chwilą właśnie prawie się pieprzyliśmy? - Spojrzał na mnie, mrużąc oczy.
-Tak. Masz o tym zapomnieć. - Odpowiedziałam i skrzyżowałam ręce na piersi.
-Robisz tak z każdym? Zawracasz mu w głowie, a później każesz mu o wszystkim zapomnieć i zostawiasz go jak psa? - Spytał, a w jego głosie słychać było lekką frustrację.
-Tak. - Kiwnęłam twierdząco, na co chłopak potrząsnął lekko głową.
-Jesteś suką. - Jęknął, wlepiając oczy w czubki swoich butów.
-Kim jestem? - Wytężyłam wzrok, nie dowierzając w słowa, które przed chwilą wyleciały z jego ust.
-Suką. Jesteś suką. - Powtórzył bez skrupułów.
Bez wahania sprzedałam mu soczystego liścia w twarz, odwróciłam się na pięcie i wyszłam z magazynu przez główne wyjście.
Zacisnęłam z całej siły pasek torby, którą trzymałam w ręku. Co ja mu takiego zrobiłam? Wydawał się być naprawdę miłą osobą, a okazał się ostatnim dupkiem.
Zazgrzytałam zębami, wyjmując z torebki papierosa i zapalniczkę. Włożyłam peta do ust, podpalając go i zaciągając się mocnym dymem, który od razu wdarł się do moich płuc.
Wypuściłam parę, czując jak moje ciśnienie powoli spada.
-Sukinsyn. - Mruknęłam pod nosem i przyspieszyłam kroku. Dlaczego nigdy nic nie mogło być po mojej myśli?
*
-Co jest? - Zwrócił się do mnie brat, kiedy weszłam do domu i rzuciłam torebkę w kąt, opadając bezwładnie na kanapę.
-Nic. - Odburknęłam niechętnie, zakładając nogę na nogę.
-Alice. - James podniósł moją torbę z podłogi i usiadł obok mnie.
-Nic! - Warknęłam o wiele bardziej stanowczym tonem.
-Dlaczego nie możesz po prostu powiedzieć mi co się stało? - Uparcie wiercił dziurę w moim sercu, nie zważając na to, że za chwilę mogę wybuchnąć.
-Bieber nazwał mnie suką, okej?
-Słucham? - Brat spojrzał się na mnie z niedowierzaniem, odkładając moją torbę na stół.


*Oczami Justina*

Siedziałem na jednej ze starych kanap wewnątrz magazynu, przeklinając się za to co powiedziałem do Alice. Nie wiem ile czasu tu spędziłem. Straciłem kontakt z rzeczywistością, kiedy uświadomiłem sobie, że nazwałem tę biedną dziewczynę suką.
Podniosłem głowę do góry, kiedy usłyszałem, że drzwi od magazynu gwałtownie się otwierają.
-Bieber, kurwo! - Czyjś krzyk dobiegł do mnie, rozchodząc się po całym pomieszczeniu. Kilka sekund później stałem twarz w twarz z bratem Alice, Jamesem i jedynym co miałem za sobą był zimny mur.
-Mógłbyś przeprosić. - Syknął, łapiąc moją koszulkę i lekko unosząc mnie do góry.
-Wiem, że nie powinienem jej tak nazywać, przepra... - Zacząłem, ale moje słowa przerwał cios, który został właśnie wymierzony w lewą stronę mojej twarzy.
-Teraz posłuchaj mnie, spedalona gwiazdko popu. - Chłopak syknął dociskając mnie do ściany. -Nie pozwolę, żeby ktokolwiek ranił moją siostrę, a ty robisz to żyjąc. Nawet sobie nie wyobrażasz, co ona przeszła, kiedy ten dupek... - Mocniej przycisnął mnie do ściany, zaciskając zęby i powieki.
-James.. - Jęknąłem, ledwo łapiąc oddech.
-Zamknij się i daj mi kurwa dokończyć. Ona jest dla mnie wszystkim. Wszystkim, rozumiesz? Nie zasługujesz na nią, gnoju. I jeżeli kurwa dowiem się, że zbliżyłeś się do niej na odległość mniejszą niż sto metrów, to przysięgam, wyrwę ci serce własnymi rękami, wydrapię oczy, odetnę chuja i zgniotę cię na papkę, a twoi ludzie będą zeskrobywali cię szpachelką z ziemi. No, chyba że zadecyduję oddać cię na żarcie dla psów. Mogę ci tylko obiecać, że to nie będzie miła śmierć. - Zaśmiał się i przybliżył swoją twarz do mojej. -Dotarło to do ciebie, gówniarzu?
-Daj mi wyjaśnić to... - Jęknąłem, ale przerwał mi, umacniając uścisk.
-Nie masz mi nic do powiedzenia. Ona też nie chce cię słuchać. Więc albo teraz wykurwisz z naszego życia, albo zapłacisz za swoją głupotę sporą cenę. - Puścił mnie, a ja odetchnąłem z ulgą. -Cokolwiek zrobisz, przemyśl to, bo możesz tego naprawdę żałować. - Dodał, po czym odszedł i zniknął gdzieś w ciemnościach.
Przetarłem twarz i na moim nadgarstku pojawiła się krew. Kurwa, przecież nie mogłem się tak pokazać mamie ani nikomu z ekipy, zrobiliby z tego aferę na cały świat. Oprócz tego byłem w jakiejś dupnej norze. Świetnie. Jedynym wyjściem, jakie zostało, to zadzwonić po kumpla, tylko on mógł mi jakoś pomóc.


*Oczami Alice*

-Gdzie ty idziesz? - Spytał James, kiedy zakładałam air maxy w przedpokoju.
-Jadę do Taco Bell. - Oznajmiłam obojętnie, zabierając torebkę z szafki.
-Musisz wychodzić? Z tego są same problemy. - Skrzywił się.
-Może wyjdziesz ze mną? - Uśmiechnęłam się, na co mój brat wyraźnie rozpromieniał.
-Dobry pomysł. Dawno nie jadłem ich burito. - Mrugnął do mnie, po czym oboje wyszliśmy z domu i udaliśmy się do jego samochodu.
Kiedy wsiadłam do wozu, od razu włączyłam radio i wygodnie rozłożyłam się na siedzeniu.
-Nie pozwalaj sobie. - Zaśmiał się James, odpalając silnik.
Z głośników zaczęła lecieć piosenka Queen - Under Pressure, co momentalnie wprawiło mnie w lepszy nastrój.
-Pressure pushing down on me, pressing down on you... - Nuciłam sobie pod nosem, na co mój brat zaczął śmiać się w głos.
-Nie śmiej się ze mnie! - Walnęłam go z wyrzutem w ramię, odwracając się od niego jak naburmuszone dziecko.
-Wysiadaj. - Rzucił nadal się śmiejąc, kiedy zatrzymał samochód.
-Jesteś straszny. - Burknęłam z oburzeniem i wyszłam z auta.
*
-To co zwykle? - Zwrócił się do mnie James, podchodząc do kasy.
-Cokolwiek. - Wzruszyłam ramionami i odeszłam w poszukiwaniu wolnego stolika.
Kiedy brat przyszedł z naszym zamówieniem, oczy wszystkich zgromadzonych w Taco Bell zwróciły się w naszą stronę. Kochałam to, że wszyscy się nas bali. Uśmiechnęłam się łobuzersko, zabierając od Jamesa taco i zaczęłam jeść.
-Hej, gdyby Justin znów się do ciebie przypieprzał, powiesz mi? - Spytał brat, przeżuwając burito.
-Ta. - Kiwnęłam twierdząco głową, nie przerywając konsumpcji.
-Co wy robiliście w tym magazynie? - Zmarszczył czoło.
-James... - Skrzywiłam się lekko, biorąc łyka coli.
-Jestem twoim bratem, możesz mi powiedzieć.
-Jejku no. Całowaliśmy się, nic takiego. - Pokręciłam głową.
-Jasne. - Chłopak poruszył teatralnie brwiami, ale przestał, kiedy spojrzałam na niego wzrokiem zabójcy.
-Oj zamknij się. - Przewróciłam teatralnie oczami i wyjęłam z kieszeni telefon, sprawdzając godzinę. 21:32.
-Słyszałem, że Nathan znów kręci się po Georgii. Nie zdziwię się, jeśli zawita przy okazji do Atlanty. - Odparł mój brat, zagryzając wargę.
-Spoko. Umiem sobie z nim poradzić. - Uśmiechnęłam się do niego i ponownie upiłam trochę coli.
-Mimo wszystko bądź ostrożna. Problemy z Nathanem są ostatnim czego mi teraz potrzeba. - Potrząsnął głową, wstając od stolika.
-Jedziemy już? - Zdziwiła mnie jego reakcja, ale również się podniosłam.
-Muszę jeszcze coś załatwić. Odwiozę cię do domu... - Zaczął, aczkolwiek przerwałam mu podirytowanym tonem:
-Odwieźć to mnie możesz co najwyżej do klubu. - Uśmiechnęłam się i ruszyłam na zewnątrz.
-Nie przesadzasz, Alice? - James złapał mnie za rękę, odwracając ku sobie.
-To ty przesadzasz, braciszku. - Spojrzałam na niego spode łba. -Mam trudny okres w życiu i chcę się rozerwać. Nie każda dziewczyna jest nazywana suką przez najpopularniejszego nastolatka na świecie. - Zobojętniałam, oddalając się od brata. -Będę w domu nad ranem. Udobruchaj rodziców. - Rzuciłam na odchodnym i skierowałam się w boczną uliczkę.
*
Weszłam do klubu kilka minut przed dziesiątą. Przy bramce oczywiście nie obyło się przez kontroli ochroniarzy.
-Dowód. - Rzucił sucho jeden z nich, kiedy drugi szperał w komputerze plecami do nas.
-Charlie! - Zawołałam, na co momentalnie się odwrócił.
-O, Alice, witaj. - Uśmiechnął się, otwierając bramkę. Wyjął z szuflady neonową bransoletkę i założył ją na mój nadgarstek. -Miłej zabawy. - Dodał, na co odpowiedziałam uśmiechem i odeszłam w głąb klubu.
Kiedy weszłam do głównego miejsca, od razu udałam się do lady po drinka. Barman nalał mi kolorowego napoju, którego z uśmiechem zabrałam i upiłam łyka. Rozejrzałam się po klubie w poszukiwaniu nocnej zdobyczy. Do oczu rzuciła się moja znajoma ze szkoły, siedząca na schodach tuż przy toaletach. Bez dłuższego namysłu ruszyłam w jej stronę.
-Jasmine? - Zwróciłam się do niej, na co podniosła głowę do góry. Jej makijaż był rozmazany, a włosy lekko potargane.
-Alice... - Jęknęła cicho, ponownie spuszczając wzrok.
-Coś się stało? - Spytałam i usadowiłam się na schodku obok niej.
-Nic, tylko... Jane mnie zostawiła. - Mruknęła, a po jej policzku spłynęła pojedyncza łza.
-Żartujesz? - Otworzyłam szeroko oczy, patrząc na nią z niedowierzaniem.
-A wyglądam? - Uniosła głowę do góry.
-Nie.. Przykro mi. - Odparłam, obejmując ją ramieniem.
-Wcale nie. Jestem tylko bezużytecznym marginesem. - Skrzywiła się i odwróciła wzrok w przeciwną stronę.
-Przestań tak mówić. - Powiedziałam stanowczo, ale w odpowiedzi otrzymałam jedynie ciszę. -Chodź. - Wstałam, wyciągając dłoń w jej stronę.
-Co? - Zmrużyła oczy, patrząc na mnie ze zdziwieniem.
-Nie będziesz całą noc płakała pod kiblami, bo zostawiła cię dziewczyna. Idziemy się zabawić. - Uśmiechnęłam się zwycięsko i pociągnęłam ją za sobą do toalety, z zamiarem ogarnięcia jej makijażu i fryzury.
*
Szłam wzdłuż uliczki, obserwując wschodzące słońce, które wyglądało zza budynków. Poranny wiatr ochładzał moje ramiona, tym samym powoli otrzeźwiając mnie ze stanu, w którym w obecnej chwili byłam. Wpuściłam do płuc rześkie powietrze, po chwili wypuszczając je z powrotem na zewnątrz. Która była godzina? Szczerze mówiąc, nie miałam bladego pojęcia, ale wschód słońca wskazywał na to, że mogło być jakoś przed piątą. Nie miałam nawet możliwości sprawdzenia czasu, bo moja bateria padła w trakcie imprezy. Weszłam do swojego apartamentowca tylnymi drzwiami, rozglądając się, czy mojemu ojcu przed pracą przypadkiem nie zachciało się sprawdzić co i jak na tyłach budynku.
Zagryzłam nerwowo wargę i ruszyłam po schodach do góry. Jazda windą w tej chwili byłaby maksymalnie nierozsądna, gdyż mojemu tacie nawet nie śniło się schodzić rano schodami.
Weszłam w korytarz, na którym znajdowało się moje mieszkanie i zamknęłam za sobą drzwi.
-Alice? - Usłyszałam za sobą, co spowodowało, że moje ciało momentalnie zesztywniało.
~
Co myślicie?:) 
Kto złapał Alice na powrocie o tej porze,czyżby tata?:)
Przepraszam Was,że tak długo,ale miałam ciężki tydzień.
W zakładce 'Informowani' możecie wpisywać swoje loginy z tt,aska,czy numery gg. Będę informować każdego,kto o to poprosi.:)
Mam nadzieję,że pod tym postem również pojawi się dużo komentarzy.
Do następnego.:)

7 komentarzy:

  1. Moze to jej tata? Czekam na nn:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czekam na następny. Kocham, jak piszesz :*

    OdpowiedzUsuń
  3. czekam na następny rozdział .... Zajebiście piszesz >:)

    OdpowiedzUsuń
  4. A któż by inny jak nie tata :p czekam na nexta i weny życzę :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Super piszesz!Uwielbiam obydwa twoje blogi! ;) <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Kiedy następny? Już nie mogę się doczekać ♥

    OdpowiedzUsuń