sobota, 1 czerwca 2013

Seventh.

'Nic. Kocham go. Mniejsza z tym.'

song.

Przeczytałam pierwsze wersy artykułu, dosłownie krztusząc się własnymi myślami. O czym mówię? O zdjęciach tego sukinsyna i jakiejś dziwki. Szczerze wątpię, by był to fotomontaż, w dodatku zdjęcia wydawały się świeże. Zagryzłam nerwowo wargę, wkładając telefon z powrotem do kieszeni.
Oparłam głowę o siedzenie, starając się chociaż przez chwilę o tym nie myśleć.
Dlaczego tak bardzo mnie to bolało? Przecież to był kolejny dupek, chcący mnie wykorzystać. Miałam już kiedyś starcie z gwiazdką i nie wywoływało to na mnie żadnych wrażeń. A on? A on po prostu sprawiał mi ból. Sprawiał, że cząstka mnie bolała coraz mocniej przez każdą najmniejszą bzdurą. Nawet jakimś beznadziejnym wpisem na portalu plotkarskim. Od pewnego czasu nikt nie był w stanie wzbudzić we mnie uczucia. Ale on...
Po jakimś czasie wysiadłam z metra, ledwo trzymając się na nogach. Z paru względów. Raz - nie miałam w ustach żadnych używek od ponad dwunastu godzin, dwa - nie spałam zeszłej nocy, trzy - on. Niechętnie weszłam do budynku, w którym mieszkałam i wjechałam windą do góry.
W domu zastałam kompletny chaos i bałagan, a z sypialni wyraźnie słychać było kłótnię rodziców. Podeszłam po cichu do lekko uchylonych drzwi i zaczęłam przyglądać się całej sytuacji z ukrycia.
-Spencer, mówiłam ci coś! Nie pozwalam ci wyjeżdżać w takie delegacje! - Krzyczała moja mama, próbując wyrwać tacie jakieś spodnie z rąk.
-Kobieto, co jest z tobą nie tak? - Skrzywił się tata, całkiem wyrywając ciuch z pięści mamy.
-Dlaczego nie interesuje cię to, co dzieje się z twoimi dziećmi!? Dlaczego jesteś takim sukinsynem z kamieniem zamiast serca? - Jęknęła mama i opadła na łóżko.
-Czy to moja wina, że się wtedy nie zabezpieczyliśmy? - Parsknął śmiechem, wkładając do walizki ostatnią rzecz. -Trzeba było ruszyć wtedy głową, a nie puszczać się na lewo i prawo. - Dodał, zapinając torbę do końca.
Na jego słowa gwałtownie nabrałam powietrza do płuc i widząc go zbliżającego się do drzwi, szybko uciekłam do swojego pokoju. Wparowałam do środka, trzaskając za sobą.
Co mną kierowało? Nie mam pojęcia. Jakieś nieokreślone emocje, do których nie miałam najmniejszego zamiaru się przyznawać. Mimo to, bezwładnie osunęłam się po ścianie, lądując na podłodze i zakrywając twarz dłońmi. Rozbeczałam się jak mały dzidziuś w każdym tego słowa znaczeniu.
-Alice, mała, co się stało? - Usłyszałam nad sobą ciepły głos Jamesa, ale nie wywołało to u mnie żadnej, nawet najmniejszej reakcji. Szczerze, nie mam pojęcia ile trwało moje szlochanie, ale zapewne nie mniej niż jakieś pół godziny.
-Alice. - Powtórzył mój brat, kucając obok mnie i obejmując mnie ramieniem.
-Dlaczego oni nie mogą się po prostu rozstać? - Podniosłam wzrok w stronę chłopaka, który delikatnie otarł łzy z moich policzków.
-Kochają się. - Westchnął cicho, siadając kawałek ode mnie.
-A więc to jednak prawda. - Zachichotałam pod nosem.
-Co? - James zwrócił wzrok w moją stronę.
-Miłość boli. - Ponownie się zaśmiałam, opierając głowę o jego ramię.
-Co z Justinem? - Spytał, ponownie wlepiając we mnie oczy.
-Co masz na myśli?
-No... Jakieś wieści?
-Nie, nic. - Westchnęłam cicho, zagryzając dolną wargę.
-Alice. - Mój brat zmrużył oczy.
-Nic. - Podniosłam się na równe nogi. -Kocham go, mniejsza z tym.. - Dodałam, po czym odwróciłam się i opadłam na łóżko.
-Kochasz? To ciekawe, bo on najwyraźniej świetnie bawi się z jakimiś dupami w LA. - Odrzekł rozgoryczony i wyszedł z mojego pokoju.
-Nienawidzę cię! - Krzyknęłam za nim, przewracając się na brzuch.
Dlaczego to mnie tak bardzo bolało? Przytłaczało.. Co się działo w mojej głowie? Albo może i sercu? Nie. Jestem Alice Brown, to niemożliwe, żeby w moim wnętrzu wskrzeszały się jakiekolwiek uczucia. Prawda? Prawda. To pewnie wina braku dragów w moim organizmie. Na pewno.
Westchnęłam cicho, ciężko podnosząc się do pozycji stojącej, po czym wstałam z łózka i sięgnęłam do swojej torebki. Wyjęłam z niej to co planowałam i bez popicia połknęłam dwie małe tabletki. Nie musiałam długo czekać, aby mój mętlik w głowię się ułożył, a chaos uspokoił. Uśmiechnęłam się zadowolona ze skutków wzięcia proszków, ponownie kładąc się na łóżku.
Po kilku minutach leżenia, zaczęła dzwonić moja komórka. Niechętnie wyciągnęłam rękę do szafki nocnej i przeciągając palec przez ekran, przyłożyłam telefon do ucha.
-Halo?
-Hej, Alice. Tu Jasmine. - Powiedziała entuzjastycznie dziewczyna.
-Hej, Jas.
-Wybierasz się gdzieś dzisiaj? - Spytała takim samym tonem.
-Nie, a co? Masz jakąś propozycję? - Momentalnie się rozweseliłam na myśl o imprezie.
-Moi znajomi urządzają jakąś małą domówkę. Może wybierzesz się ze mną?
-Jasne. Nie ma sprawy.
-To bądź o dwudziestej na przystanku metra przy naszej szkole. - Odparła i rozłączyła się, zanim zdążyłam coś powiedzieć.
Wzruszyłam ramionami, wstając i podchodząc do szafy z ubraniami. Wyjęłam z niej obcisłe czarne rurki, również przylegającą, przeźroczystą koszulkę, kurtkę skórzaną i szare high-heelsy z ćwiekami. Poszłam do łazienki z zamiarem ogarnięcia się i umalowania. Po nałożeniu na twarz mocnego makijażu, założyłam na siebie wcześniej wybrane ciuchy, przejrzałam się w lusterku i zabierając torebkę z szafki, wyszłam z pokoju.
-Gdzie idziesz? - Dorwała mnie moja stworzycielka, kiedy kierowałam się przez kuchnię do drzwi.
-Pytasz, jakby cię to obchodziło. - Parsknęłam ironicznym śmiechem i nie czekając na jej odpowiedź, skierowałam się do wyjścia.
-Nigdzie nie idziesz, Alice. - Odparła moja mama, pociągając mnie za rękę.
-Niestety, ale muszę cię zmartwić. - Uśmiechnęłam się sztucznie, wyrwałam się i wyszłam z mieszkania.
-Suka. - Syknęłam pod nosem, kręcąc głową i ruszyłam do windy.
*
-Hej skarbie! - Jasmine rzuciła mi się w ramiona, kiedy wysiadłam z metra.
-Co brałaś? - Zaśmiałam się, chwytając jej dłoń i kierując się w stronę podziemi.
-Ja? Nic. - Wybełkotała, a na jej twarzy gościł szeroki uśmiech.
-Chodźmy już do tych twoich znajomych. - Pokręciłam głową i udałyśmy się do miejsca, gdzie miała odbyć się impreza.
*
-Siema, foczki. - Przywitał nas seksowny brunet, który znacznie wzbudził we mnie pożądanie.
-Witaj, Harry. - Wymamrotała Jasmine i wymijając go, wparowała do mieszkania.
-Ja jestem Jen. - Uśmiechnęłam się szeroko, podając chłopakowi rękę, którą od razu chwycił, lekko nią potrząsając.
-Zapraszam. - Zachęcił mnie dłonią, bym weszła do środka.
*
Siedziałam na kanapie i obserwowałam ludzi dookoła.
-Aliceee. - Jęknęła Jas, praktycznie się na mnie kładąc.
-Tak? - Odsunęłam ją od siebie.
-Chcę cię. - Odparła stanowczym tonem.
-Co? - Otworzyłam oczy szerzej.
-To. - Uśmiechnęła się i przybliżyła do mnie, składając na moich ustach delikatny pocałunek. Nie zastanawiając się długo, odwzajemniłam go i położyłam dłonie na jej talii, przez co znalazła się tuż nade mną. Dziewczyna przeniosła się z ustami na moją szyję, lekko przejeżdżając po niej językiem. Ja natomiast zjechałam dłońmi na jej pośladki i delikatnie je ścisnęłam. Jas stęknęła cicho, powracając do moich ust.
Niestety w pewnej chwili zadzwoniła moja komórka, przerywając nasze czułości.
-Halo? - Burknęłam niechętnie, po zepchnięciu dziewczyny z siebie.
-Alice. - Usłyszałam w słuchawce znajomy głos.
-No, to ja. - Przewróciłam oczami, wychodząc z mieszkania, by w rozmowie nie przeszkadzał mi hałas.
-Gdzie jesteś?
-No, na pewno powiem nieznajomemu gdzie się w obecnej chwili znajduję. - Zironizowałam, opierając się o ścianę.
-Tu Justin. - Oznajmił chłopak, a mnie momentalnie zatkało.
-Justin? Ale... Skąd ty masz mój numer? - Potrząsnęłam głową, ruszając wzdłuż korytarza.
-Nieważne. Możemy się spotkać? - Spytał, a w jego głosie słychać było ewidentny smutek.
Przygryzłam dolną wargę, cicho wzdychając:
-Gdzie?
-Gdzie jesteś?
Zastanowiłam się chwilę nad odpowiedzią, po czym podałam mu dokładny adres budynku, w którym się znajdowałam i wyszłam na jego dach.
*
-Szybko. - Westchnęłam, kiedy Justin pojawił się tuż przede mną.
-Dlaczego akurat na dachu? - Spytał, siadając na murku obok mnie.
-Musiałam wyjść na świeże powietrze, a tutaj nikt nas nie zobaczy. - Odparłam, bawiąc się palcami.
-Dobrze myślisz. - Zaśmiał się cicho, ale spoważniał, kiedy w odpowiedzi otrzymał ciszę.
-Co się stało? - Zwrócił się do mnie, podnosząc mój podbródek dwoma palcami.
-Zostaw mnie. - Syknęłam, wstając na równe nogi i kontynuowałam, cofając się do tyłu. -Spieprzaj do tych swoich paniusi z LA. Nie będę grać w twoje dupkowate gry. - Burknęłam stanowczym tonem i cofnęłam się na tyle mocno, że za sobą poczułam pustą przestrzeń. Minęła chwila, żebym uświadomiła sobie, że zaczynam spadać. Spadać na najbardziej ruchliwą ulicę Atlanty.
~
króciutki,ale w następnym zacznie się już dziać.
dziękuję Wam za komentarze,to mi daje potężnego kopa,kocham Was mocno.<33.
do następnego.:**

3 komentarze: