niedziela, 23 czerwca 2013

Eight.

Jesteś idealna.


-Alice!? - Ktoś potrząsnął moimi ramionami, na co gwałtownie podniosłam się do góry.
-Wszystko gra? - Ujrzałam lekko rozmazaną twarz Chestera.
Nic nie odpowiedziałam. Moje oczy zapełniły się łzami, a serce gwałtownie przyśpieszyło.
-Spokojnie. - Chłopak przytulił mnie do swojej klatki piersiowej, gładząc jedną dłonią moje plecy. -Jesteś bezpieczna. - Szeptał. -To był tylko sen.
Zacisnęłam powieki, starając się choć przez chwilę zapomnieć o wszystkim. Chester delikatnie bujał się na prawo i lewo, co sprawiło, że poczułam się o wiele bezpieczniej. Mój oddech się uspokoił, a strach zleciał ze mnie w zupełności.
-Dziękuję. - Szepnęłam cichutko, tuląc się do chłopaka.
*
-Zamknij się. - Warknęłam do Jamesa, kiedy znów zaczął truć o Justinie.
-Zakochałaś się? - Zaśmiał się ironicznie, patrząc na mnie z wyższością.
-Nie wiem, kim jesteś, ale na pewno nie moim bratem. - Rzuciłam mu spojrzenie przepełnione szczerą nienawiścią i skierowałam do wyjścia z budynku.
-Ma rację, powinieneś się zamknąć. - Usłyszałam głos MJ, kiedy wychodziłam na zewnątrz.
-Powinieneś, James. - Warknęłam pod nosem i ruszyłam przed siebie.
*
Jakąś godzinę później siedziałam już w magazynie, czekając na Justina.
Kiedy pojawił się w drzwiach, od razu poderwałam się do góry i rzuciłam w jego ramiona.
-Tęskniłaś? - Zaśmiał się, kładąc swoje ciepłe dłonie na mojej talii.
-Bardzo. - Mruknęłam cicho.
Byłam w tym momencie w niebie i mówię całkiem poważnie. Świadomość, że znajdował się obok mnie była czymś nie do opisania.
-Brat coś podejrzewa? - Spytał, nadal pozostając w tej samej pozycji.
-Nie. - Zapewniłam go z uśmiechem.
-A więc będę żył?
-Oj, zamknij się. - Zaśmiałam się i nie zdołałam się powstrzymać pod złączeniem jego warg z moimi. Uśmiechnęłam się delikatnie przez nasz krótki, ale czuły pocałunek, na co Justin zjechał dłońmi na moje biodra.
-Ja też za tobą tęskniłem. - Mruknął, odsuwając się ode mnie kilka milimetrów i łącząc jedynie nasze czoła.
Moment. Wróć. Co się właśnie teraz działo? Całowałam i przytulałam się z chłopakiem DELIKATNIE? To przecież nie w moim stylu, prawda? Jestem zimną, nieczułą suką. O co tu chodzi?
Otrząsnęłam się z bezsensownych myśli i wpiłam się łapczywie w usta Jusa, delikatnie poruszając się do tyłu. Kilka chwil później osiągnęłam swój cel. Razem opadliśmy na jednej ze starych, skórzanych kanap. Szatyn od razu położył się na mnie i zaczął składać dzikie pocałunki na mojej rozgrzanej skórze. W pewnym momencie włożył dłoń pod cienki materiał mojego swetra i zjechał nią wzdłuż mojego brzucha.
-Nie! - Krzyknęłam, spychając go z siebie i podnosząc się do pozycji siedzącej.
-Co się stało? - Zapytał, siadając obok mnie.
-Nic. - Potrząsnęłam głową i złapałam się za czoło. -Nic.
-Czyli tak po prostu poraz kolejny odskoczyłaś ode mnie jak poparzona..
-Daj spokój. - Zacisnęłam usta, czując jak zbiera mi się na płacz.
-Tylko powiedz, że wszystko jest teraz okej. - Justin objął mnie w pasie, a jego broda spoczęła na moim ramieniu.
-Jest okej, bo jesteś przy mnie.. - Szepnęłam, łapiąc jego dłoń dociśniętą do mojej talii. -Dziękuję.
*
-Gdzie ty byłaś? - Zaatakował mnie James, kiedy weszłam do mieszkania.
-Co to za pytanie? - Zaśmiałam się, wymijając go.
-Normalne, więc normalnie odpowiedz. - Odparł.
Odwróciłam się na pięcie w jego stronę i skrzyżowałam ręce na piersi.
-Do czego zmierzasz? - Spytałam, uważnie mu się przyglądając.
-Do tego, by dowiedzieć się gdzie byłaś. - Oznajmił.
-Na mieście. Nie twoja sprawa. - Burknęłam i skierowałam się schodami do góry.
-Okłamujesz mnie. - Krzyknął za mną brat, na co tylko machnęłam ręką i weszłam do swojego pokoju, gdzie opadłam na łóżku.
Sięgnęłam do kieszeni jeansów po komórkę i wykręciłam numer Justina.
-Halo? - Po kilku sygnałach usłyszałam jego seksowny głos.
-Tu Alice. - Odparłam tak, aby nikt oprócz Jusa mnie nie usłyszał.
-Coś się stało? - Spytał lekko zdziwiony.
-Nie. A w zasadzie tak.. James chyba zaczyna się powoli domyślać. - Westchnęłam ciężko, podchodząc do okna.
-To nie za dobrze, prawda? - Powiedział chłopak.
Nie wiem dlaczego, ale nawet w takich sytuacjach jego głos mnie uspokajał. Był dla mnie jakby lekiem. Dzięki niemu utrzymywałam się bez żadnych dragów.
-No niezbyt. - Jęknęłam cicho, opierając głowę o szybę.
-Chcesz się jutro spotkać? Pomyślimy nad jakąś intrygą. - Zaśmiał się Justin, co momentalnie rozładowało napięcie.
-Jasne. Może podjedziesz rano na tyły mojej szkoły, a ja jakoś się do ciebie prześliznę? - Uśmiechnęłam się do siebie na samą myśl, że spotkam go już za jakiś czas.
-Dla ciebie wszystko. - Odparł przesłodzonym głosem, na co zdołałam się jedynie zaśmiać.
-Dobranoc, Alice. - Dodał.
-Dobranoc. - Odpowiedziałam i rozłączyłam się, jednocześnie odkładając komórkę na szafkę.
Jutrzejszy dzień będzie pięknym dniem.
*
-James! - Krzyczałam, próbując dojrzeć coś wśród ciemności. -James!
Głośne łkanie roznosiło się po całym pomieszczeniu, pozostawiając za sobą donośne echo.
-James, to ja! Proszę! - Kontynuowałam, przedzierając się przez korytarz budynku.
W pewnej chwili dostrzegłam światło, wbijające się przez okno i padające na czyjąś klęczącą postać.
-James. - Jęknęłam i szybko podbiegłam do brata.
-Zabił ją.. - Łkał mój brat, pochylając się nad martwym ciałem drobnej dziewczyny.  -Zabił ją, rozumiesz?
-Ja.. Tak mi przykro. - Wydukałam, gładząc palcami jego plecy.
-Zabił ją. - Powtórzył i całkiem się rozpłakał. Opadł bezwładnie na ziemię, trzymając dłonie na ciele szatynki. Była martwa. Była martwa tylko dlatego, że James wybrał to, nie inne życie.
*
Otworzyłam oczy, rozglądając się po pokoju. Nie dostrzegłam w nim nic dziwnego, więc z powrotem położyłam się na łóżku, tyle że na boku. Było kilka minut po szóstej, więc za kilka minut powinien zadzwonić mój budzik. Wyłączyłam go, zanim zdążył wydać z siebie jakikolwiek odgłos i podeszłam do szafy.
Czułam się nieswojo. Mój pokój wypełniała jeszcze ciemność, a jedynym światłem, które się w nim znajdowało było kilka promyków wschodzącego słońca.
Wyjęłam z garderoby czarne, wiązane buty za kostkę, szarą koszulę i podarte, czarne rurki. Z naszykowanymi ciuchami udałam się do łazienki, gdzie wzięłam długi prysznic, umalowałam się lekko i ubrałam.
Kilka minut przed ósmą zeszłam do kuchni z zamiarem zrobienia sobie czegoś do jedzenia.
-Niesamowite. - Pokręciła głową moja mama, kiedy zauważyła mnie w drzwiach.
-Oh, zamknij się. - Przewróciłam oczami, podchodząc do lodówki.
-Słucham? - Odłożyła na blat kubek z kawą.
-Powiedziałam, żebyś się zamknęła. - Odparłam, wyjmując na bufet jogurt i łyżkę.
-Jestem twoją matką, nie masz prawa się tak do mnie odzywać. - Syknęła i podniosła się z krzesła na baczność.
-Udowodnij mi to. - Zakpiłam, zabierając się za konsumpcję śniadania.
-Żartujesz sobie ze mnie? - Matka zatrzymała się metr przede mną.
-Nie, ale mam wrażenie, że ty bezustannie żartujesz sobie ze mnie. - Uśmiechnęłam się sztucznie i wyrzuciłam do kosza puste opakowanie po serku.
-Jak możesz? - Kontynuowała kobieta.
-Daj-mi-spokój. - Zwróciłam się do niej, wymijając ją i odeszłam do przedpokoju.
-James! - Zawołałam.
-Już idę!
*
-Dlaczego jesteś dzisiaj taka nabuzowana? - Spytał mój brat, skupiając wzrok na drodze.
-Matka mnie wkurwia. - Zaczęłam. -Matka. - Parsknęłam ironicznym śmiechem, opierając się o zagłówek.
-Alice, nie bądź dla niej taka. - Westchnął James.
-Co jest z tobą? - Skrzywiłam się, odwracając głowę w jego stronę.
W odpowiedzi dostałam tylko ciszę.
-Jesteśmy. - Oznajmił po chwili, zatrzymując samochód przed moją szkołą.
-Dzięki. - Rzuciłam sucho i wysiadłam z auta.
Rozejrzałam się dookoła i po upewnieniu się, że nikt nie skupia na mnie uwagi, przemknęłam jak najszybciej na tył szkoły, gdzie miałam spotkać się z Justinem. Było dopiero wpół do dziewiątej, więc siadłam na murku, cierpliwie oczekując jego przyjazdu.
W pewnej chwili tuż przede mną pojawił się czarny Range Rover z przyciemnionymi szybami.
-Czeka panienka na kogoś? - Jus wychylił się po otwarciu okna, opierając się o nie oknem. Miał na sobie czarne okulary przeciwsłoneczne i kaptur od fioletowej bluzy.
-Może i tak, ale przerażają mnie tacy zakapturzeni mężczyźni. - Odparłam niewinnie, trzepiąc rzęsami.
-Adrenalina czasami się przydaje. - Chłopak teatralnie poruszył brwiami. -Zapraszam więc do siebie. - Kiwnął zachęcająco głową i otworzył drzwi z drugiej strony.
Obkrążyłam samochód i wsiadłam do środka, zamykając za sobą drzwiczki.
-Tęskniłam. - Uśmiechnęłam się zalotnie, wieszając się Justinowi na szyi i siadając na nim okrakiem.
-Nie tylko ty. - Mruknął mi do ucha, a jego ręce spoczęły na moich biodrach.
Przywarłam do niego, składając na jego ustach przepełniony namiętnością pocałunek.
-Nie wiem dlaczego tak jest, ale nie mogę wytrzymać bez ciebie nawet sekundy. - Szepnął. -Kiedy jesteś obok, jestem najszczęśliwszym człowiekiem pod słońcem. - Dodał, wkładając dłonie tylnich kieszeni moich spodni.
-Słodkie. - Zaśmiałam się.
-Jesteś straszna. - Oburzył się, odsuwając mnie od siebie.
-Dlaczego? - Spytałam, udając, że nie mam pojęcia o czym mówi.
-Miałaś odpowiedzieć, że ty też tak masz. Wszystko zepsułaś. - Na jego twarzy pojawił się zabawny grymas, który zdjęłam delikatnym pocałunkiem w czubek jego nosa.
-Co dziś robimy? - Wplotłam palce w jego włosy, delikatnie je mierzwiąc.
-Jak dla mnie to możemy zostać nawet tutaj. - Odparł uśmiechnięty.
-Tak? - Przejechałam opuszkiem wzdłuż jego policzka.
-Gdziekolwiek jestem, jeśli jestem z tobą to jestem w niebie.
-Ale słodzisz. - Przygryzłam dolną wargę, przenosząc dłonie na jego zgrabny tors zakryty koszulką.
-To ty mnie zarażasz tą słodkością. - Uniósł demonstracyjnie brwi.
-Chciałabym. - Westchnęłam i zsunęłam się na siedzenie obok.
-Co jest? - Zdziwił się Justin.
-Nic.
-Jak to nic?
-No nic i właśnie w tym rzecz. - Skrzywiłam się.
-Nie rozumiem. - Chłopak potrząsnął głową.
-Nie wiem co mam z tobą zrobić. Z jednej strony wydaje mi się, że mnie pociągasz i to nie jest chwilowe, ale z drugiej.. Jestem Alice Brown, która nic nie czuje. Bezuczuciowa, zimna suka. - Ponownie westchnęłam.
-Nie mów tak o sobie. - Zwrócił się do mnie Jus, ujmując jedną dłonią moją twarz.
-Ale taka jest prawda, Justin. Już nigdy od tego nie ucieknę.
-Nie mów tak! - Powtórzył, ale tym razem jego ton był o wiele bardziej stanowczy. -Nie jesteś suką. Jesteś idealna. - Dodał i złożył na moim czole krótki pocałunek, po czym złączył je ze swoim.
Czy to możliwe, że się w nim zakochiwałam? Że wskrzesił w moim sercu płomień? Że przypominałam sobie dzięki niemu co to znaczy 'kochać'? Nie wiem, ale mimo tego, że byłam bez żadnych używek czułam się przy nim wspaniale. Tfu. Lepiej niż z jakimikolwiek używkami.
~
nie ma za co.:)

3 komentarze:

  1. Ale i tak podziękuję :D
    No więc uznam ten rozdział za znak, że wracasz do pisania i pewnie nawet nie wiesz jak bardzo mnie to cieszy.
    No więc rozdział jest super (zreszta jak wszystkie) i trzymaj tak dalej. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział :)
    Obyś nie przestała pisać <3

    OdpowiedzUsuń
  3. boskiieeee pisz dalej ;) Informujesz na tt o nowych rozdziałach? Jeśli tak to proszę informuj :) @JujuMyair

    OdpowiedzUsuń